piątek, 6 lutego 2015

Rozdział Drugi .







BELLA
Tylko spokojnie.
To tylko służbowe spotkanie.
No bo niby czego ode mnie chciał?
Pewnie chodzi o jakiegoś klienta, albo o jakiegoś konia.
No bo chyba nie chce mnie zwolnic…
Prawda?
Niepewnie weszłam do PUB-u.
Zaczęłam się rozglądać i w końcu natrafiłam na parę zielonych oczu, wpatrujących się we mnie.
Aż dostałam dreszczy na całym ciele.
Edward uśmiechnął się do mnie, a ja ruszyłam w kierunku stolika przy którym siedział.
-Dzień dobry- mówiąc to usiadłam naprzeciwko Edwarda.
-Witaj, Bello. Chcesz coś do picia?
-Nie, nie. Wołałabym, żeby powiedział mi pan o co chodzi.
-Najpierw coś ustalmy. Jestem Edward. Nie żaden „pan”. Mów mi w końcu po imieniu – uśmiechnął się do mnie.
-Edward- powiedziałam powoli.

-Tak lepiej. A jeżeli chodzi o to dlaczego cie tu ściągnąłem to… Mam do ciebie wielka prośbę, Bello…



EDWARD

Wykrztusiłem to…
-Prośbę? O co chodzi?
-Widzisz… Moi rodzice za wszelka cenę, chcą mnie z kimś zeswatać. A ja nie chce jeszcze się żenić. Akurat tak się składa, ze jutro mam do nich pojechać na jakiś czas.
Spojrzałem na Belle.
Widać było, ze niezbyt rozumie o co mi chodzi.
Nie dziwie się…
-Ale co ja mam z tym wspólnego?- spytała
Chwile milczałem.
-Chce, żebyś pojechała ze mną.
-Słucham? Ja? Ale po co?
-Właśnie tu wychodzi moja prośba… Chciałbym, żebyś przez czas pobytu u moich rodziców, udawała… moja narzeczona.
-Kogo? – spytała słabym głosikiem.
-Moja narzeczona, Bello. Wiem, ze to dość dziwna prośba, ale…
-Ale dlaczego ja? – przerwała mi.
-Bo nie mam o to kogo poprosić. A po za tym od razu cie pokochają. Tylko z taka kobieta jak ty, mógłbym się ożenić.
-Aha- wydusiła z siebie i odwróciła wzrok.
-Proszę Bello. Tylko ty możesz mi pomoc.
-Ale nie możesz powiedzieć prawdy? Ze nie chce się żenić.
No kłamco, wymyśl coś teraz…
-Moi rodzice uparli się. Pewnie będą przyprowadzać do domu rożne kandydatki, a ja tego nie zniosę. Proszę Bello. To tylko kilka dni.
Bardzo długo milczała.
-Zgadzam się- wyszeptała
-Słucham?- chciałem się upewnić.
-Zgadzam się
JEST!!!
Edwardzie Cullen- jesteś Cudowny.
-Bello… Nie wiem jak ci dziękować. Na pewno nie pożałujesz. Moja rodzinka jest naprawdę fajna. Mamy duże ranczo i pełno koni. Będziesz się świetnie bawiła.
-Nie lubię kłamać
-Wiem, Bello. To tylko kilka dni…
-Tylko kilka dni- powtórzyła głucho, patrząc na swoje kolana.
-Dziękuje Bello.
Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
-Chyba będę już wracać- odezwała się
-Odwiozę cie
-Nie, nie trzeba
-Trzeba, trzeba. Po za tym musimy omówić, parę rzeczy.
-Dobrze
W drodze do mieszkanie Belli omówiliśmy szczegóły. Np. od kiedy jesteśmy ze sobą, gdzie się zaręczyliśmy. Opowiedzieliśmy również o swoich rodzinach.
Wiedziałem, ze postępuje źle okłamując Belle.
Ale wiedziałem, ze tylko tak mi pomoże.
-Jeszcze raz ci dziękuje, Bello- odezwałem się, gdy byliśmy już pod jej mieszkaniem.
-Nie ma za co
-Jest- powiedziałem i patrząc na nią, schowałem jej kosmyk włosów za ucho- Dobranoc- dodałem cicho.
-Dobranoc- wyszeptała i wyszła z samochodu.
Poczekałem aż wejdzie do klatki i odjechałem.
Zdałem sobie sprawę , ze nie skorzystałem z okazji.
Atmosfera w aucie bardzo sprzyjała na delikatny pocałunek.
Mogłoby być milo…
No ale, nie ważne.
Udało mi się
Namówiłem Belle.



BELLA
-Co zrobiłaś?! –krzyczała Alice przez telefon.
-Pojadę z nim Alice. Przynajmniej trochę z nim pobędę.
-Bello… A jeżeli on się okaże gwałcicielem, albo kimś takim?
-Edward? Alice, nie żartuj.- uśmiechnęłam się sama do siebie, bo to co powiedziała Alice, było po prostu głupie.
Moja przyjaciółka, chwilkę milczała.
W końcu znów usłyszałam jej głos.
-O której jutro wyjeżdżacie?
-Edward, przyjedzie po mnie o 10.00 rano.
-Nawet się nie zobaczymy…
-Och Alice, to tylko kilka dni.
-Niby tak…
-Alice, muszę kończyć. Trzeba się wyspać. Dobranoc. Ucałuj Jaspera.
-Dobrze. Dobranoc. Uważaj na siebie.

Zgodziłam się.
Pojadę z Edwardem i będę udawała jego narzeczona.
Jego kobietę…
Szkoda, ze będę tylko udawała.
No i nie lubię kłamać.
Ale potrafię zrozumieć Edwarda.
Dlatego tez się zgodziłam.
Pomogę mu, a przy okazji sama się do niego zbliżę.
Czyżby marzenia się spełniały…?



EDWARD

Byłem już pod blokiem Belli.
I cholera jasna!
Denerwowałem się!



BELLA

Bella, uspokój się!
Wszystko będzie dobrze.
No, Bello Swan!
Powoli zeszłam na dol.
Edward stal przy swoim samochodzie.
Gdy tylko mnie zauważył uśmiechnął się promiennie i szybko do mnie podszedł.
Wyrwał mi walizkę z reki.
-Cześć Bello
-Cześć – uśmiechnęłam się do niego nieśmiało.
-Gotowa?
-Szczerze?
Zaśmiał się.
-Ok. Wsiadaj. Jedziemy.
Zrobiłam co kazał i po chwili ruszyliśmy.
Z San Antonio do Austin, był kawał drogi.
Ale nie tym się przejmowałam…
Jeżeli mam być narzeczona Edwarda, to…
Będziemy mieli wspólna sypialnie.
Mężczyzna w ze mną w łóżku.
Spotykałam się już z paroma…
No może z dwoma... facetami, a raczej chłopakami.
Ale to w liceum i było to całkiem niewinne.
Kończyło się na pocałunkach i tyle.
Nic więcej.
A od dzisiaj, będę spala przynajmniej w jednym pokoju z facetem , którego kocham a on nic o tym nie wiem.
Cudownie...
Po jakiś trzech godzinach jazdy Edward zatrzymał się w bardzo ładnym miejscu.
Specjalny ogród do zwiedzania, z restauracja.














Zamówiliśmy obiad i usiedliśmy pod altana.
-Widzę ze lubisz kwiaty- usłyszałam nagle głos Edwarda
Właśnie rozglądałam się , ale gdy tylko usłyszałam jego głos spojrzałam na niego.
-Tak… Bardzo – uśmiechnęłam się
Chwile dziwnie mi się przyglądał.
-Co jest?- spytałam nieśmiało.
Chyba trochę się zmieszał.
-Nie, nic. Ah … Mam coś dla ciebie- zaczął wyciągać coś z kieszeni. *
Gdy zauważyłam co to, Az mnie zatkało.
-Edward, ja nie powinnam…
-Cicho. W końcu jesteś moja przyszła zona…- powiedział w dziwnym tonie i sięgnął po moja dłoń.
Wstrzymałam oddech , gdy wkładał mi na palec, pierścionek.
Zaręczynowy…




- Śliczny- powiedziałam przyglądając się mu.

- Pamiątka rodzinna. Po babci.

Spojrzałam na Edward.

- To ja, nie mogę, to…- nie dane mi było dokończyć, ponieważ Edward nachylił się nad stołem i pocałował mnie.
Był to zwykły buziak, ale dla mnie było to coś nie do opisania.
Po raz drugi, wstrzymałam oddech.
Edward oderwali się ode mnie, ale nie od razu usiadł na miejsce.
Uśmiechnął się i powiedział całkiem swobodnie:
- Musimy się przyzwyczajać
Nie odezwałam się.
Nie byłam w stanie.
Edward usiadł z powrotem na miejsce.
- A co do pierścionka. Tam gdzie jest teraz, tam jest jego miejsce.
Co to miało znaczyć?
Boże, to się nie dzieje naprawdę…
W tej chwili, podeszła do nas kelnerka i podała obiad.
Reszta podroży minęła szybko i milo.
Dyskutowaliśmy z Edwardem na rożne tematy.
Opowiedział mi więcej o swojej rodzinie a ja opowiedziałam mu o swojej.
Dowiedziałam się ze ma starszego brata, który jest już po ślubie.
Ucieszyłam się , bo okazało się ze ich dom jest z jakieś 5 minut od domu rodziców Edwarda, wiec bywają tam codziennie, a podobno zona Emmetta, Ross, jest bardzo mila osoba.
Zaczynało się ściemniać i nim się spostrzegłam byliśmy już na miejscu.
Nie wysiedliśmy z samochodu.
Zatrzymaliśmy się przed brama wjazdowa.
Było już jakoś po 18.00
-Edward… Ja… A jeżeli mnie nie polubią.- zaczęłam panikować.
- Ej, Bello. Uspokój się.- chwycił moja twarz w obie dłonie i zmusił bym na niego spojrzała.
- Bello… Jesteś mądra, zabawna, piękna… Pokochają cię. Jesteś idealna. – byłam w zbyt wielkim szoku, by cokolwiek powiedzieć.
Nagle Edward dotknął moich włosów i ściągnął mi gumkę.
Chciałam zaprotestować, ale za późno.
Moje włosy, opuściły się na ramiona.
Spuściłam wzrok, ale czułam na sobie spojrzenie, Edwarda.
- Od dzisiaj koniec chodzenia w kucyku. – powiedział i nie wyczulam w jego tonie żartu.
Spojrzałam na niego, ale on już patrzył gdzie indziej.

EDWARD
Ona naprawdę jest piękna.
O Boże…



BELLA
Wjechaliśmy na posesje.
O matko!
Wysiedliśmy z samochodu.



-Tu jest pięknie…- wyszeptałam
-Prawda. Poczekaj aż zobaczysz ranczo.
-Nie mówiłeś ze mieszkasz w takim miejscu…
-Już nie mieszkam.
-Zupełnie nie wiem dlaczego.
Zaśmiał się.
-Musimy już wejść.
Spojrzałam na niego i zdałam sobie sprawę ze Edward cały czas na mnie patrzył.





EDWARD

Cholera Bella…
To się robi coraz bardziej skomplikowane…



BELLA

-Wiec chodźmy- powiedziałam
-Tak. Przedstawienie czas zacząć.- nie wiem czy do końca podobały mi się te słowa.
Podeszliśmy do drzwi i Edward zadzwonił.
Po chwili otworzyła nam sympatyczna , starsza, pulchna kobietka.
Chyba była gosposia.
-Och Edward… - powiedziała ze łzami w oczach.
Ale i z wielkim uśmiechem.
-Witaj Sofii
-Oj wejdźcie, szybko.
Wpuściła nas do sroka i zamknęła drzwi.
Wnętrze domu było jeszcze piękniejsze…
-Sofii, chce ci przedstawić Belle Swan. Jest ona…- nie dane było skończyć Edwardowi.
-Och wiem, wiem. To widać przecież. Rodzice się tak ucieszą. Idę ich zawołać.
Po tych słowach wyszła.
Oblałam się rumieńcem i dyskretnie spojrzałam na Edwarda.
Zerknął na mnie kątek oka i delikatnie się uśmiechnął.
Nagle usłyszałam odgłos kroków.
Mój oddech przyśpieszył.
Edward mocno mnie objął, co w skoncentrowaniu się wcale mi nie pomagało.
-Będzie dobrze- wyszeptał mi do ucha i w tym momencie do przedpokoju weszły trzy postacie.
Sofii i…
Kobieta i mężczyzna.
Zapewne rodzice Edwarda…
-Witajcie- odezwał się mój ukochany.- Przedstawiam wam Belle Swan. Moją przyszłą żonę.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz